2010-08-28 - 2010-08-29

Podróż Katalonia - śladami Salvadore Dali

Opisywane miejsca: Bydgoszcz, Poznań, Gerona, Púbol, Figueres, Cerbère (1341 km)
Typ: Plan podróży

Gdy nasze plany wakacyjne uległy zmianie, trzeba było znaleźć równie atrakcyjną alternatywę, aby nie przeżyć rozczarowania i żałować, że poprzednia koncepcja nie wypaliła. Inspiracją stały się katalogi biur podróży. Ubiegłoroczne pozytywne doświadczenia z Rainbow Tours w naturalny sposób dawały pierwszeństwo tej właśnie firmie. Szczególnie interesująca wydała się wycieczka "po obu stronach Pirenejów" w systemie "fly & drive". Jednakże mając w pamięci sycylijskie doświadczenia doszliśmy do wniosku, że wyjazd trzeba wydłużyć do dwóch tygodni i dotrzeć dalej w głąb Prowansji.

Z tym przeświadczeniem przystąpiliśmy do załatwienia formalności w biurze oraz rezerwacji hoteli. I tym razem nie napotkaliśmy żadnych problemów. Uzgodnienia z biurem podróży ograniczyły się do przedłużenia o tydzień wynajmu samochodu oraz przesunięciu terminu powrotu samolotem. Po załatwieniu spraw pozostało tylko oczekiwać na termin wylotu.

Opis wycieczki składać się będzie z kilku części. Niniejsza skupi się na katalońskim szlaku śladami Salvadora Dali, który zaczyna się od Gerony poprzez Pubol do Figueres. Drugi etap opisuje podróż do Langwedocji-Roussillon, trzeci to podróż po Prowansji, a czwarty powrót do Langwedocji i Carcassonne. Piąta krótka podróż to pobyt w hipermarkecie Europy, tj. w Andorze. W szóstej i siódmej części wracamy do Katalonii na przemian odpoczywając i zwiedzając ten malowniczy region.

Zachęcamy wszystkich do zapoznania się z opisem  całej podróży w tej właśnie kolejności.

28. sierpnia 2010 r.

Wylot z Poznania nastąpił bez przeszkód i opóźnień. Samolot Lot-u zabrał na pokład grupy z kilku biur podróży razem zmierzających do Gerony. Przelot początkowo monotonny w końcowej fazie przesparza wielu wrażeń widokowych. Głos kapitana wyrwał nas z błogiego letargu i oznajmił, że właśnie przelatujemy nad Mont Blanc. Na szczęście siedzimy po właściwej stronie samolotu. Mimo że nie zamierzałem fotografować w trakcie lotu, aparat mam pod ręką. Zobaczyć ośnieżony szczyt z ponad 9-ciu tys. m. to jedno, a uwiecznić go dla potomności, to zupełnie co innego. Biała góra nie zawiodła. W środku lata zachowała swój kolor.

Alpy robią ogromne wrażenie. Z samolotu to wrażenie jeszcze się potęguje. To nie jakieś krajowe pasmo gór. To olbrzymi obszar pokryty brunatnymi skalistymi ostrymi szczytami sięgającymi horyzontu. Budzi grozę i szacunek.

A za moment zmiana krajobrazu. Docieramy do wybrzeża Morza Śródziemnego. Błękit morza i postrzępiona linia brzegowa. W dole Marsylia, miejsce na ziemi, które odwiedzimy za kilka dni.

Przelatując nad zatoką naszą uwagę zwraca kolor morza. Przez błękit wody przebija dno mieniące się srebrem. Nieodparcie robi to wrażenie fontanny do której turyści wrzucili miliony różnokolorowych monet. Może i my coś tu wrzucimy, by wrócić w przyszłości.

I w końcu miękko lądujemy w Geronie. Mimo, że to duży port lotniczy, przez który przewijają się miliony turystów, z samolotu do hali przylotów maszerujemy pieszo po płycie lotniska. Za to jest czas, by zrobić kilka zdjęć. W hali przylotów jak zwykle oczekiwanie na bagaż. Ale czeka nas miłe zaskoczenie. W tym pomieszczeniu rozlokowały się wypożyczalnie samochodów. Odnajdujemy Europcar i załatwiamy niezbędne formalności. Pani w okienku jakby oczekiwała na nas. Mając ubiegłoroczne doświadczenie z Sycylii i jak się okazało kartotekę w bazie danych firmy jesteśmy traktowani jak stali klienci. To miłe uczucie. Jakże inne od naszej krajowej codzienności.

Wkrótce dokumenty samochodu i kluczyki mamy w kieszeni. W tym samym czasie nadjeżdżają też nasze bagaże. Po wymianie krótkich uprzejmości z rezydentem kierujemy się na parking, gdzie czeka na nas szary Seat Leon, gotowy do drogi i z pełnym bakiem. To bardzo dobry samochód na wycieczkę. Dzisiaj bogatsi o doświadczenie nie zgadzamy się z tymi, którzy nazywają go "wytworem niemieckiej fantazji i hiszpańskiej precyzji". I co najważniejsze: nasze trzy spore torby mieszczą się bez najmniejszego problemu do bagażnika. Nie mają tyle szczęścia turyści, którzy obok nas wynajęli małego Mercedesa A160.

Wyjeżdżamy z parkingu i już jesteśmy na wakacjach ! 

  • Nad Mont Blanc
  • Mont Blanc w chmurach
  • Bezkresne Alpy
  • Potęga i groza Alp
  • Postrzępione wybrzeże w okolicach Marsylii
  • Mieniące się Morze Śródziemne w okolicach Gerony
  • Na płycie lotniska w Geronie
  • Gerona - Pierwszy widok Costa Brava
  • Nasz środek transportu

Gerona, Girona lub Żirona to różne nazwy tej samej katalońskiej miejscowości. Zarezerwowaliśmy nocleg w hotelu Etap. Nie jest to szczyt luksusu, ale standard w zupełności wystarczający dla celów turystycznych i co ważne, przed hotelem bardzo dużo miejsca do zaparkowania samochodu. 

Z hotelu spacerem do centrum jest ok. 15-20 min. Po drodze kilkakrotnie przechodzimy przez rzekę Onyar przepływającą przez miasto, która rozwidlając się tworzy malownicze zakątki. Dalej rzeka jest już uregulowana, a nawet przepływa pod Placa de Catalunya, stanowiącego rodzaj szerokiego mostu. 

Z mostu widzimy cel naszej wycieczki: strzelistą wieżę kolegiaty Sant Feliu, a za nią na wzgóżu gotycką katedrę. Początkowo idziemy nabrzeżem, by obok kolegiaty skręcić w wąskie, malownicze uliczki starego miasta. 

Do katedry prowadzą wysokie schody. Duże wrażenie robi barokowa fasada. Niestety o tej porze katedra jest już zamknięta. Zadowalamy się więc spacerem po starym mieście. Trafiamy do ogrodów i na mury obronne, z których rozciąga się piękny widok na budynek katedry i resztę starówki. Zapada zmrok i włączone zostaje oświetlenie zabytkowych budowli.

Po zwiedzaniu czas na pierwszy posiłek. Wybór restauracji jest duży. Ogródki wychodzą na ulice. Stosujemy sprawdzoną zasadę żony i wybieramy restaurację, w której jest najwięcej klientów. Niestety kontakt z obsługą okazuje się utrudniony. Język angielski nie jest ich mocną stroną, a hiszpański naszą. Menu tylko po katalońsku. Próbujemy zamówić jakieś typowe katalońskie dania. Okazuje się, że otrzymujemy smażoną tłustą kiełbasę z warzywami. Za to katalońskie wino zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie.

W dobrym nastroju wracamy do hotelu.    

  • Gerona - Hotel Etap
  • Gerona - malownicze zakątki rzeki Onyar
  • Gerona - nad rzeką
  • Gerona - kolegiata Sant Foliu. Na drugim planie gotycka katedra
  • Gerona - wąskimi uliczkami w stronę katedry
  • Gerona - po schodach do katedry
  • Gerona - barokowa fasada katedry
  • Gerona - wokół katedry 2
  • Gerona - wokół katedry 3
  • Gerona - wokół katedry 4
  • Gerona - wokół katedry 5
  • Gerona - wokół katedry 6
  • Gerona - mury obronne 1
  • Gerona - widok z murów obronnych
  • Gerona - katedra z murów obronnych
  • Gerona - mury obronne 2
  • Gerona - stare miasto i katedra widziane z murów obronnych
  • Gerona - mury obronne 3
  • Gerona - nocny spacer po starówce 1
  • Gerona - nocny spacer po starówce 2
  • Gerona - nocny spacer po starówce 3
  • Gerona - nocny spacer po starówce 4
  • Gerona - nocny spacer po starówce 5
  • Gerona - nocny spacer po starówce 6

29. sierpnia 2010 r.

Niedziela. W Katalonii wszystkie sklepy zamknięte. Nie można nawet kupić butelki wody.

Jedziemy do miejscowości Púbol, której nie ma w naszym przewodniku. Znaleźliśmy ją w programie wycieczki oferowanej w katalogu Rainbow Tours. Mieści się tam zamek w przeszłości będący własnością Salvadora Dali oraz jego żony Galariny.

GPS prowadzi bezbłędnie. Jedziemy w kierunku północno-wschodnim. Po ok. 20-tu km osiągamy cel. Miejscowość leży trochę na uboczu, ale wieża kościoła i budowla zamku widoczne są z daleka. W centrum duży parking oraz skwer z pomnikiem zasłużonego burmistrza, który sprawował swój urząd z woli mieszkańców przez 28 lat. Zaprzyjaźniamy się z dwoma autobusami Rosjan, którzy akurat przybyli. Z uwagi, że żoną artysty i jego muzą była Rosjanka Galarina, traktują go prawie jak swojego.

Zamek to drobna przesada. Do posiadłości wchodzi się po kilku stopniach. Po lewej stronie kościół. Dalej kamienna brama, budka z biletami i kołowrotek pojedynczo wpuszczający turystów. Za bramą dobrze utrzymany park z dokładnie przyciętym żywopłotem wytyczającym alejki. Główna aleja prowadzi do fontanny z basenem. Po obu stronach "słonie na szczudłach" Wokół domu rosną wysokie drzewa, dające przyjemny cień i schronienie przed palącym słońcem.

Przed wejściem do budynku odwiedzamy garaż artysty, a w nim podziwiamy dużego czarnego Cadillac'a i stojącego na wolnym powietrzu znacznie mniejszego brzoskwiniowego Datsuna Kombi. Przysłuchujemy się opowieściom przewodnika, robimy kilka zdjęć i staramy się wyprzedzić rosyjską wycieczkę.

Łukowa brama w surowej kamiennej ścianie posiadłości wpuszcza nas do jej wnętrza. Wewnątrz dziedziniec z kamiennymi kręconymi schodami prowadzącymi do reprezentacyjnych pomieszczeń. Nieliczne okna wewnętrznego dziedzińca różnią się od siebie kształtami i stylem. Z jednego z nich spogląda na nas uśmiechnięta twarz gospodarza.

Piętro zostało tak zaprojektowane, że zwiedzając pomieszczenia zatacza się krąg i wraca na to samo miejsce. Ze schodów wchodzi się bezpośrednio do obszernej kaplicy z wielkim błękitnym tronem. Dalej czerwony salon ze szklanym okrągłym stołem, przez blat którego artysta mógł oglądać swojego ulubionego konia w stajni znajdującej się poniżej. W salonie na uwagę zasługuje zestaw szachów w kształcie odciętych palców. No cóż, opinia kontrowersyjnego artysty była w pełni uzasadniona. Następnie niebieska sypialnia pani domu, łazienka (prawdopodobnie wspólna) oraz bordowa sypialnia gospodarza. Kolejne pomieszczenia to biała kuchnia i chyba najważniejsze dla artysty - jego miejsce pracy. Przez okno przy tarasie Dali mógł obserwować okolicę. Obok kominek w kształcie elipsy i długa biesiadna ława. Całość dopełnia zacieniony taras z łukowatymi otworami okiennymi.

Przed wejściem do posiadłości nie mogło zabraknąć sklepów z pamiątkami, bez których trudno wyjechać z takiego miejsca. Miejsce warte odwiedzenia i uwiecznienia.

 

  • Púbol - skwer z pomnikiem byłego burmistrza
  • Púbol - wejście do posiadłości (brama na wprost)
  • Púbol - kościół przy posiadłości
  • Púbol - surowa kamienna ściana frontowa posiadłości Salvadora Dali
  • Púbol - wysokie drzewa dają przyjemny cień
  • Púbol - główna aleja parkowa
  • Púbol - słoń 1
  • Púbol - słoń 2
  • Púbol - przy fontannie
  • Púbol - czarny Cadillac
  • Púbol - brzoskwiniowy Datsun Kombi
  • Púbol - wejście do pomieszczeń reprezentacyjnych
  • Púbol - różnorodność okien
  • Púbol - zza szyby spogląda na nas gospodarz
  • Púbol - kaplica czy sala tronowa ?
  • Púbol - główny salon
  • Púbol - stolik, przez który Dali mógł obserwować swojego konia w stajni.
  • Púbol - zestaw szachów
  • Púbol - sypialnia Gali 1
  • Púbol - sypialnia Gali 2
  • Púbol - łazienka 1
  • Púbol - łazienka 2
  • Púbol - sypialnia Salvadora
  • Púbol - kuchnia, a może bardziej jadalnia.
  • Púbol - miejsce pracy artysty
  • Púbol - okno na świat artysty
  • Púbol - kominek w kształcie elipsy
  • Púbol - kolekcja strojów Gali
  • Púbol - taras 1
  • Púbol - taras 2
  • Púbol - jeden ze sklepów z pamiątkami
  • Púbol - portret Gali
  • Púbol - posiadłość widziana od tyłu.

Figueres to miejsce urodzenia Salvadora Dali. Tutaj też za życia zbudował swoje muzeum.

Gdyby nie muzeum, to niewielu turystów przyjechałoby do tego miasta. Do muzeum nie łatwo trafić. Trochę błądzimy, ale zauważamy duży autokar pełen turystów i postanawiamy za nim podążać. To dobry strzał. Za chwilę jesteśmy już przed Teatre-Museu Dali.

Z oddali widać szklaną kopułę muzeum. Zajmuje ono cały kwartał. Trudno nie zwrócić uwagi na ten obiekt. Pokazywany jest w każdym przewodniku. Purpurowy, jednokondygnacyjny budynek z dominującą walcowatą narożną wieżą zwieńczoną ogromnymi jajami, wyróżnia się wyraźnie spośród szarych kamienic i biurowców. Gładka powierzchnia ścian udekorowana została niewielkimi figurkami ułożonymi w regularne poziome i skośne szeregi. Dach budynku ozdobiony został na przemian figurami anonimowych kobiet-sportsmenek oraz olbrzymimi jajami. Lewe skrzydło budynku uzupełnia jasna bryła z ogromną kulistą niebieską kopułą.

Przechodzimy wzdłuż rzędu wysmukłych cyprysów i skręcamy w wąską uliczkę. Tutaj architektura zmienia się radykalnie. Kamieniczki o śródziemnomorskim charakterze, malownicze kawiarenki. Dochodzimy do Placa Gala-Salvador Dali, gdzie centralnym punktem jest budynek Teatre-Museu Dali. Kolejka do kasy biletowej dosyć długa, ale sprawnie przesuwa się do przodu. Czujemy się w niej trochę jak na Gorkiego w Moskwie. Widzimy wiele znajomych twarzy z Púbol.

Już na dziedzińcu muzeum szokuje nas "deszczowa taksówka". Tłumy turystów próbują ją sfotografować wzajemnie sobie przeszkadzając. W każdym z okien dziedzińca różne postaci kobiet-sportsmenek. Dalej halla pod kopułą. Na jednej ze ścian portret mężczyzny złożony z różnokolorowych kwadratów. Z daleka profil jakby przypominający prezydenta Lincolna. Próbując zrobić zdjęcie i ustawiając odpowiednie zbliżenie odkrywam, że obraz kryje w sobie kobiecy akt. Bez aparatu nie udałoby się tego zauważyć.

W kolejnych salach odnajdujemy oryginał obrazu Gali z odkrytą piersią, którego nieudolną kopię widzieliśmy w Púbol. Obrazy, rzeźby oraz różne przedmioty użytkowe wypełniają sale i gabloty. Wąskimi korytarzami przeciskają się tłumy zwiedzających. Wymieniamy uprzejmości ze "znajomymi" Rosjanami i idziemy dalej. Na koniec trafiamy do małego patio, z którego opuszcza się muzeum i wychodzi na ulicę.

Teraz czas dla ciała. Odnajdujemy zacienioną restaurację i staramy się wybrać coś z miejscowych specjałów. Niestety podobnie jak poprzedniego wieczoru dania nie zachwycają. Za to udało nam się ugasić pragnienie. Przy sąsiednich stolikach grupa Rosjan głośno omawia wrażenia niekoniecznie związane ze sztuką Salvadora Dali.

A my ruszamy dalej na północ.

  • Figueres - budynek Teatre-Museu Dali od strony ulicy
  • Figueres - budynek Teatre-Museu Dali z kopułą
  • Figueres - architektura po obu stronach tej samej ulicy
  • Figueres - posągi zwieńczające budowlę
  • Figueres - elewacja muzeum
  • Figueres - w kierunku do Placa Gala-Salvador Dali
  • Figueres - znak rozpoznawczy artysty
  • Figueres - uliczki wokół muzeum
  • Figueres - budynek Teatre-Museu Dali
  • Figueres - rzeźba przed wejściem przygotowuje na dalsze wrażenia
  • Figueres - deszczowa taksówka na dziedzińcu muzeum
  • Figueres - fragment deszczowej taksówki na tle kopuły
  • Figueres - fragment deszczowej taksówki
  • Figueres - na dziedzińcu muzeum
  • Figueres - jedna z figur w oknach
  • Figueres - kopuła widziana od wewnątrz
  • Figueres - czy to portret Lincolna czy może coś innego ?
  • Figueres - portret Lincolna - kolejne zbliżenia 1
  • Figueres - portret Lincolna - kolejne zbliżenia 2
  • Figueres - portret Lincolna - kolejne zbliżenia 3
  • Figueres - portret Galariny
  • Figueres - w salach i korytarzach muzeum 1
  • Figueres - w salach i korytarzach muzeum 2
  • Figueres - w patio 1
  • Figueres - w patio 2
  • Figueres - wyjście z muzeum
  • Figueres - ulicami miasta 1
  • Figueres - ulicami miasta 2
  • Figueres - ulicami miasta 3

Wybieramy lokalną drogę, pragnąc zobaczyć jeszcze trochę Katalonii. Nie bez znaczenia jest także przejechać wzdłuż wybrzeża i zobaczyć nadmorskie miejscowości zarówno po hiszpańskiej jak i francuskiej stronie Pirenejów. Początkowo płaska i prosta droga stopniowo staje się pagórkowata i coraz bardziej kręta. Góry są tu raczej łagodne, chociaż postrzępiony brzeg powoduje, że pojawiają się tunele i serpentyny. Na wąskiej drodze ledwo mijają się dwa samochody. Kierowcy ciężarówek na poszerzonych zakrętach przepuszczają mniejsze samochody. Nikt tu się nie śpieszy.

Przejazd tą trasą dostarcza wielu wrażeń widokowych, ale i kierowca otrzymuje swoją dawkę adrenaliny. Przejeżdzamy przez ostatnią miejscowość po stronie hiszpańskiej i zbliżamy się do Francji. Zatrzymujemy się jeszcze na małym parkingu. Małe zatoczki, łagodne góry i błękitne morze. Tego potrzeba na wakacjach. W dole widać Cerbere. Robimy kilka zdjęć i zjeżdżamy do Francji.

CDN: Langwedocja - Roussillon

  • Wyjazd z Figueres
  • Po drodze zdarzają się także atrakcje turystyczne
  • Teren staje się pagórkowaty
  • Natężenie ruchu nie szokuje
  • Na trasie zdarzają się też tunele
  • Portbou - ostatnia miejscowość po hiszpańskiej stronie
  • Portbou - ostatnia miejscowość po hiszpańskiej stronie 2
  • Portbou - ostatnia miejscowość po hiszpańskiej stronie 3
  • Słońce, morze i góry.
  • W dole Cerbere i Francja
  • Droga do Languedocji wije się serpentyną

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. wojtass83
    wojtass83 (04.09.2011 14:18) +2
    Znakomita trasa którą chętnie obejrzę
  2. wojpok
    wojpok (30.07.2011 13:41) +2
    Dziękuję za ocenę. Zapraszam do zapoznania się z drugą częścię, a także z następnymi, gdy będą już gotowe.
  3. wojpok
    wojpok (30.07.2011 13:38) +2
    Wybraliśmy opcję bez noclegów. Zamawialiśmy je samodzielnie i w miejscach, gdzie chcieliśmy. Małe hoteliki są dużo sympatyczniejsze niż wielkie kombinaty. A za zoaszczędzone pieniądze z nawiązką starczyło na paliwo. W przyszłości zamierzamy całkowicie odciąć się od biur podróży
  4. avill
    avill (30.07.2011 7:46) +2
    Bardzo interesująco napisana relacja.
    Ciekawa jestem fly & drive, interesowałam się tym w ubiegłym roku i zdaje się, że organizator zapewniał przelot, auto i noclegi, a Ty napisałeś, że noclegi rezerwowałeś samodzielnie. Jak ogólnie oceniasz tę ofertę biur podróży?
  5. wojpok
    wojpok (26.07.2011 23:04) +1
    Drugi jest w trakcie. A następne, jak czas pozwoli